Mój System Notatek, Jak Działa I Dlaczego Tak
Mój system notatek — jak to działa i dlaczego tak
Używałem już chyba wszystkiego, co da się używać do robienia notatek — od papierowych zeszytów, przez notatki w plain text, po całą masę aplikacji: Evernote, OneNote, Keep, GoodNotes, Joplin, Notion, Asanę, Apple Notes, Anytype, Logseq i kilka innych.
Próbowałem pisać w Markdownie, w Visual Studio Code, w Neovimie, a nawet w Emacsie. Każdy z tych systemów miał swoje plusy i minusy, swój pomysł na workflow, który dało się mniej lub bardziej dopasować pod siebie.
A jednak — żaden nie został ze mną na dłużej.
Po czasie zrozumiałem czemu: za bardzo próbowałem dopasować siebie do narzędzia, zamiast odwrotnie. Patrzyłem na funkcje, zamiast na to, po co właściwie robię notatki.
Od potrzeb do założeń
Usiadłem więc i pomyślałem, jak to u mnie faktycznie wygląda: co zapisuję, dlaczego to robię, kiedy wracam do notatek i czego wtedy potrzebuję.
Z tego wyszło kilka prostych założeń, które mój system musi spełniać:
-
Markdown – prosty, otwarty format, który mogę otworzyć w czymkolwiek, nawet w notatniku.
-
Local > Online – notatki muszą działać zawsze, nawet bez internetu.
-
Crossplatform – używam Windowsa, Linuxa i iOS, więc wszystko musi się synchronizować między nimi.
-
Możliwość rozbudowy – potrzeby się zmieniają, więc system też musi się dać rozwijać.
-
Backup – lokalnie to fajnie, ale musi być kopia.
Na początku chciałem, żeby to wszystko było open source, ale finalnie wygrała prostota i brak tarcia w codziennym użyciu.
Obsidian jako rdzeń
Jako bazę wybrałem Obsidiana. Nie jest open source, ale spełnia wszystkie najważniejsze rzeczy.
To w gruncie rzeczy rozbudowany edytor Markdown, który zapisuje notatki lokalnie w strukturze katalogów. Dzięki temu wszystko jest czytelne nawet bez samego programu.
Do tego dochodzą wtyczki — i to często open source’owe. Pozwalają zmieniać wygląd, dodawać funkcje, modyfikować zachowanie programu. O mojej konfiguracji napiszę osobno, bo to temat na osobny wpis.
Synchronizacja – Syncthing
Vault (czyli katalog z notatkami) mam na komputerze z Windowsem i laptopie z Linuksem. Trzeba było to jakoś zsynchronizować.
Obsidian ma swoje rozwiązanie — Obsidian Sync. Działa od razu po zalogowaniu, kosztuje kilka dolarów miesięcznie i po prostu działa. Dla wielu osób to idealna opcja.
Ja jednak wolę wiedzieć, co się dzieje pod spodem, więc wybrałem Syncthing.
To otwartoźródłowy program do synchronizacji plików między komputerami. Działa w czasie rzeczywistym, szyfruje wszystko i nie wymaga żadnych VPN-ów. Konfiguracja? Z poziomu przeglądarki — prosto i wygodnie.
Jedyny minus: jeśli napiszę notatkę na jednym komputerze, wyłączę go i odpalę drugi — notatka nie pojawi się, dopóki oba nie będą online. To potrafi czasem zrobić konflikt plików (Syncthing je rozwiązuje, ale lepiej ich unikać).
Rozwiązanie? Trzecie urządzenie, które jest zawsze włączone — mój mały domowy serwer.
Domowy serwer – serce całej synchronizacji
Serwer złożyłem z poleasingowego thin clienta. Zainstalowałem na nim Proxmoxa (system do wirtualizacji oparty na Debianie). Syncthing działa tam jako kontener LXC, który współdzieli katalog vaulta z hostem.
Dzięki temu mam synchronizację, która po prostu działa — a przy okazji mogę dorzucać kolejne kontenery z nowymi funkcjami w przyszłości.
Krótkie notatki – Google Keep
Dłuższe notatki robię tylko na komputerze, ale czasem chcę zapisać coś błyskawicznie – listę zakupów, wymiar szuflady, pomysł z autobusu.
Tutaj najlepiej sprawdza się Google Keep. Szybki, prosty, działa wszędzie.
Mógłbym użyć mobilnego Obsidiana z wtyczkami, ale konfiguracja (szczególnie na iOS) potrafi być irytująca, a po aktualizacjach często coś się wysypuje.
Zamiast tego wykorzystałem serwer z Proxmoxem. Postawiłem tam kontener z prostym skryptem w Pythonie, opartym o gkeepapi – nieoficjalne API do Google Keep.
Co 10 minut skrypt pobiera nowe notatki, zapisuje je w Markdownie i wrzuca do vaulta. Potem resztą zajmuje się Syncthing.
W efekcie — krótkie notatki z telefonu same pojawiają się w moim systemie.
Backup – zasada 3–2–1
Na koniec – backup. Trzymam się klasycznej zasady 3–2–1:
-
3 kopie danych,
-
2 różne nośniki,
-
1 kopia poza domem.
Do tej „zewnętrznej” kopii wykorzystałem Google Drive. Markdown zajmuje mało miejsca, więc to wystarczy.
Na kontenerze z gkeepapi mam rsync, który co jakiś czas wysyła przyrostową kopię vaulta do chmury.
W efekcie mam system lokalny, zsynchronizowany, z backupem i pełną kontrolą nad notatkami.
Na koniec
Nie wiem, czy to rozwiązanie jest idealne. Pewnie nie. Ale działa dokładnie tak, jak chcę – bez zbędnych komplikacji, bez uzależnienia od jednej platformy i z pełną kontrolą nad tym, co zapisuję.
Nie jest to przepis na idealny system. To po prostu mój sposób na to, żeby przestać szukać i zacząć notować.